Na życzenie czytelnika o nicku Scoobany - mam nadzieję, że nie gniewasz się o delikatnie zmodyfikowany pomysł?

Tysiące razy dane nam było słyszeć historie o „znikaniu” w bardziej lub mniej niesamowitych okolicznościach ludzi, przedmiotów, zwierząt. Czegokolwiek. Postanowiłem zweryfikować pewne przekazy i omówić kilka kwestii związanych z tym, czy rzeczywiście osoby i rzeczy mogą stać się spontanicznie niewidzialne. Zacznijmy zatem od początku.
Troszkę badań...
Teleportacja jest sztuką całkowitego rozpadu komórek (czyli było - nie było zniknięcia), przetransportowania ich w inne miejsce i ponownego "złożenia" w jedną całość. W praktyce stawalibyśmy się niewidzialni i pojawiali w innym miejscu. Brzmi świetnie, daje niesamowite możliwości, ale teraz już wiemy, że jest to niemożliwe, bowiem komórki nie wracają na "swoje miejsce", a jedynie składają się w całość. Nikt by tego nie przeżył. Naukowcy jak to zwykle bywa ciągle pracują nad udoskonaleniem procederów i starają się zrewolucjonizować dotychczasowe poglądy, ale prace posuwają się do przodu strasznie wolno. Zostawmy zatem w tyle aspekt naukowy tego rodzaju "znikania" i zajmijmy się tym bardziej tajemniczym.
Załóżmy, że mamy kubek. Widzimy go, czujemy, jest materialny. I to kluczowe słowo - tworzy go materia. Sprawiając, że znika (nie mówię rzecz jasna o iluzji) nie zmienimy jego położenia, a tylko ukryjemy go przed zmysłem wzroku. Ciągle będzie zbudowany tak samo i będzie znajdował się w tym samym miejscu. Naukowcy do pomocy w tym eksperymencie użyli mikrofal o specjalnie dobranym natężeniu. One otoczą nasz kubek ze wszystkich stron, stwarzając wrażenie "niewidzialności". Widzialne światło opłynie go i trafi wprost do naszych siatkówek, dzięki czemu - ukrytego pod "płaszczem" fal - nie dostrzeżemy go. Taki eksperyment już miał miejsce, wrażenie wywarte na obserwatorach było niesamowite.
Skoro użyłem określenia "płaszcza" zapewniającego niewidoczność, płynnie przejdę do tej historii. Ci z Was, którzy czytali książki Rowling o przygodach czarodzieja Harry'ego Pottera zapewne wiedzą, że występował tam właśnie taki gadżet. Badacze wzięli pod uwagę tysiące czynników środowiskowych i stwierdzili, że... teoretycznie można go "uszyć". Okrycie miałoby właściwości podobne do mikrofal - okalałoby to, co nim nakryte, nie wchłaniając ani nie odbijając promieni światła, a pozwalając im swobodnie płynąć wokół obiektu, tak, jakbyśmy polali go wodą. Zastanawiacie się pewnie, w jakich tajnych laboratoriach go trzymają? CHYBA w żadnych. Do wiadomości podano informację o barierze technologicznej, która uniemożliwia skonstruowanie czegoś, co musiałoby być dopracowane w najmniejszych szczegółach, na poziomie nanoskali.
Troszkę tajemnic...
Zjawiskiem bilokacji ani "znikaniem w dziwnych okolicznościach" także się nie zajmuję. Weźmy najprostszą metodę - zajrzyjmy do starych pism.
Słowo "ninja" w przekładzie na japoński znaczy tyle co "niewidzialny człowiek". Zagłębiając się w niektóre publikacje japońskiego folkloru można się dowiedzieć, że ludzie wybierani na ninja mieli niesamowitą zdolność "znikania" swoim wrogom i towarzyszom, do tego nie robiąc żadnego hałasu. Zupełnie tak, jakby rozpływali się w powietrzu lub... stawali się niewidzialni, nie ruszywszy się z miejsca, co wyjaśniało by brak hałasu i śladów ucieczki. Mechanizm działania takich zdolności można zauważyć na niektórych filmach, co całkiem nieźle działa na wyobraźnię.
A właśnie, popkultura! Przez dziesiątki lat nasiąkała tajemnicami, wchłaniając je i sprawiając, że wychodziły w umysłach zjadaczy chleba z cienia niezwykłości, a stawały się pretekstami do straszenia bądź zdolnościami fikcyjnych herosów. W komiksie Manary niewidzialność staje się narzędziem głębokiego podniecenia seksualnego (na zasadzie - to, czego nie widać, pociąga najbardziej), to znów w "Predatorze" jest jedną z bardziej zabójczych i problematycznych zdolności tytułowego stwora (rzecz jasna, dla jego przeciwników). Przykłady można mnożyć w nieskończoność. 
Być może właśnie to wyobraźnia, erotyczne zastosowanie (podglądacz niewidzialny staje się podglądaczem doskonałym) lub zwykła, prozaiczna potrzeba wytłumaczenia zachodzących w przeszłości zjawisk dały "życie" idei niewidoczności. Kiedyś była to metafora, dająca wyobrażenie zdolności szczególnie utalentowanych osób (lub tzw. "szarych eminencji" - wszyscy wiedzą, że ktoś istnieje, ale nikt nie może przypomnieć sobie, czy go widział i jak wygląda), teraz jednak nikt tego tak nie pojmuje.
Troszkę domniemań...
Wiedząc, że w bardzo małym stopniu wykorzystujemy możliwości naszego mózgu można wysnuć teorię o tym, iż "uruchamiając" dalsze jego części będziemy zdolni do stawania się niewidocznymi dla otoczenia. Czy taka zdolność oznacza masową produkcję przez organizm nowych wydzielin, które będą działały podobnie jak mikrofale? Tym samym dokonałaby się w gatunku ludzkim mutacja, a jak wiemy - takie trwają (najkrócej) tysiące lat.
A gdyby stworzyć "kamuflaż" doskonały, dający stuprocentową niewidzialność? Zbudować kombinezon z miliardami czujników, które przed osobą noszącą go wyświetlałyby to, co jest za nią? Zbędne stałoby się uruchamianie nieaktywnych części mózgu, tworzenie wymyślnych płaszczy czy eksperymenty ze szkodliwymi mikrofalami. Porzucilibyśmy zatem także swoistą tęsknotę za wiedzą starożytnych, która mogłaby być kluczowa w tym temacie.
... i mamy niewidzialność
Ale pomyślcie dobrze - czy uzyskanie w jakikolwiek, sztuczny lub naturalny (o ile przy okazji tego zjawiska coś takiego jak "natura" ma cokolwiek do powiedzenia") zdolności "znikania" to dobry pomysł? Dla mnie to tylko kolejny pretekst, a następnie narzędzie w wojnie, jaka rozegrałaby się o prawo do posiadania planów zdolności lub też o nią samą. Tak więc - czy warto? Kosztem (zapewne wielu) darów istnienia, nakładów pracy, pożogi wojennej - chyba nie.
źródła: Internet |