„Marynarz ze stanowiska obserwacyjnego na forkasztelu okrzyknął statek zbliżający się z lewej strony naszego dziobu. W chwilę później dostrzegł go również oficer wachtowy. W dziwnej czerwonej poświacie, jakby zjawy, można było wyraźnie odróżnić maszty, reje i żagle brygu odległego od nas najwyżej o 200 jardów. Bryg wkrótce zniknął nam z oczu, ale marynarz, który go pierwszy zobaczył, w ciągu 12 godzin spadł z rei i zabił się.” - opis dowódcy statku „bacchante” z 1881 r.
Chyba każdy z nas spotkał się kiedyś z niezwykłymi historiami o nawiedzonych statkach widmo pozbawionych załogi, żeglujących beztrosko po morzach i oceanach,. Statkach wynurzających się jakby znikąd, statkach siejących strach i złą wróżbę wśród żeglarzy, by zaraz zniknąć we mgle.
- Oczywiście są to tylko jedne z licznych opowieści przekazywanych od setek lat przez zabobonnych marynarzy. Legendy te często budzą wielkie zainteresowanie wśród słuchaczy i stają się inspiracją do scenariuszy filmowych, książek oraz sztuk teatralnych.
Jednak legendy mają to do siebie, że nigdy nie są w zupełności wytworem ludzkiej wyobraźni.
Jedną z najsłynniejszych legend o statkach widmo jest opowieść o „Latającym Holendrze”.
Jedna z kilku wersji tej legendy głosi o angielskim kapitanie Bernardzie Fock’u, który przebudował swój statek w ten sposób iż osiągnął on kilkakrotnie większą prędkość od innych współczesnych mu żaglowców! Za co skazany został przez samego diabła na wieczną tułaczkę jako „Latający Holender”.
Kolejna wersja mówi iż kapitanem „Latającego Holendra” był Van Straaten, który skazany został na wieczną tułaczkę za próbę opłynięcia przylądka „Horn” podczas sztormu, a wina polegała na tym, że podjął się tej wyprawy w Wielki Piątek.

Jednak najsłynniejsza wersja tej legendy opowiada o nieustraszonym kapitanie Van der Decken’ie.
Był to swego czasu doskonały i doświadczony żeglarz, który spędził niemal całe życie na wodach oceanu.
Wszystko układało się dobrze do czasu rejsu od Amsterdamu do Bałtawii. Podróż z początku była spokojna do czasu gdy załoga mijała przylądek, wydawało by się -Dobrej Nadziei, wtedy to rozpętał się ogromny sztorm pochłaniający wszystko na swej drodze. Nie było szans przepłynięcia go cało, ale kapitan uparł się i za wszelką cenę chciał pokonać siły natury nie zważając na życie swojej załogi.
Dla Decken’a było to wyzwanie rzucone od samego Boga, które w akcie szaleństwa i odwagi na swoje nieszczęście przyjął.
Podczas tego starcia, kapitan bluźnił wyklinając Boga, przysięgał, że dopłynie do celu nawet jeśli miałby sprzedać duszę diabłu. Los statku i jego załogi został przypieczętowany gdy nagle oczom wszystkich ukazał się sam Duch Święty, jego postać rozświetliła cały żaglowiec a oszalały kapitan wypalił do niebiańskiej istoty z broni. Od tej pory Van der Decken odbywa wieczną tułaczkę jako „Latający Holender” przynosząc nieszczęście każdemu kto go ujrzy.
Pamiętajmy jednak że są to tylko, jedne z wielu niewiarygodnych historii przekazywanych przez „szczurów morskich”. Czy więc to wszystko to tylko czysta fikcja? Jak wytłumaczyć relację naocznych świadków?
Często na morzu spotyka się przeróżne miraże, fatamorgany, czy więc złudzenia są odpowiedzią na wszystkie pytania ? Otóż nie.
Zjawisko statków widmo faktycznie jest spotykane, również dziś, tyle że nie są to żaglowce z zaświatów znikające i pojawiające się niespodziewanie z załogą pełną żywych szkieletów.
-Są to występujące w świecie realnym statki lub okręty dryfujące po morzu lub oceanie bez załogi i bez żadnych innych domieszek fantastyki. Ale dlaczego dryfujące bez załogi? to proste, Statki min. zostawały porzucane podczas okupacji wrogiej jednostki, bądź w czasie innych zagrożeń. Przykładów można podać wiele ale zapewne najciekawszym i najosobliwszym przypadkiem „latającego holendra” jest zagadka „Mary Celeste”.
Mary Celeste był to niewielki statek handlowy, który 5 listopada 1872 r. z portu w Nowym Jorku z ładunkiem 1700 beczek spirytusu wypłynął w kierunku Marsylii, jego załoga liczyła 10 osób. Pod koniec swojego rejsu, 4 grudnia statek „Mary Celeste” został zauważony i przechwycony bez załogi! W sprawie całego zajścia wszczęto procedury śledcze. Nie było żadnych śladów walki lub czegokolwiek innego pozwalającego logicznie wytłumaczyć zniknięcie 10 marynarzy!
Również dziś możemy się natknąć na statki pozostawione samym sobie, jednak zdarza się to już naprawdę rzadko a jak już do tego dojdzie, to przy użyciu dzisiejszej technologii łatwo takiego delikwenta namierzyć i sprowadzić do portu.
„GDY WYPŁYWAŁ Z PORTU STARY BRYG,
JEGO LOSÓW NIE ZNAŁ WTEDY NIKT.
NIKT NIE WIEDZIAŁ O TYM,ŻE
STATKIEM - WIDMEM STANIE SIĘ, STARY BRYG”
- fragment piosenki Krzysztofa Klenczona
źródła: Internet , książki.. |